czwartek, 26 listopada 2015

Firestarter

Mam w domu patyk.Takie 40 cm dobrze wysuszonej leszczyny. Kiedyś chodziłem do przedszkola z Grześkiem o takim nazwisku. Nie Leszczyna tylko Patyk. Dlatego patyka nazywam Grześkiem. Z Grześkiem poznaliśmy się jakiś czas temu w lesie. Wystrugałem go i zaprosiłem do domu. Został na dłużej. Z Grzechem miałem taki problem, że nie miałem dla niego zastosowania, ani żadnej pracy. Właściwie to zastosowanie miał jedno. Zbieranie opierdolu... Przeze mnie. Bo gdzie się nie położył to problem. Że na biurku, w szafie, na kaloryferze. Rasizm kompletny. Bo z lasu? Bo patyk? A co ten biedny kawałek drewna komuś zrobił? Musiałem szybko znaleźć mu jakąś robotę żeby podkreślić jego niezbędność. Za pasem wyprawa, za oknem piździ i pada, w lesie mokro...I przypomniał mi się jeden night out, kiedy to całą noc napierdalał deszcz i rano za cholerę nie mogliśmy rozpalić ogniska, żeby opierdolić coś na ciepło i podnieść morale. Wszystko mokre jakbyśmy się obudzili na dnie oceanu. I wpadł mi do głowy pomysł zrobienia sobie awaryjnego startera do ogniska. Nie żadna tam pedalska podpałka do grilla.
Coś co dobrze wystartuje pierwsze płomienie. Wziąłem i zestrugałem z Grześka trochę pukli, skróciłem o kilka cm i zrobiłem ze skrawka małe szczapki. Na rozpałkę podsuszona kora brzozy i proszę. Ekopodpałka jak marzenie. Gdybyśmy wtedy to mieli... Myślę, że to dobry pomysł na awaryjne sytuacje. Nic tak nie poprawia morale jak ogień. I tak Grzegorz dalej jest ze mną, bo jest mi niezmiernie potrzebny. Dostał w końcu pracę... Jako podpalacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz