wtorek, 6 października 2015

Co to za zielsko?

W kręgach survivalowo / bushcraftowo / outdoorowych wiele się mówi o roślinkach, ich super mocach i które można opierdolić ze smakiem. Tyle, że są też takie, które przyprawią Cię o grubą sraczkę lub doprowadzą do tzw. zgonu. No fajnie jest wiedzieć co zeżreć, a co zdeptać, żeby ktoś się na to nie skusił. Albo komuś nie przyszło zrobić barszczu z Barszczu Sosnowskiego. Bo przecież barszcz. Tylko jak? Latać z atlasem po lesie i schylać się przy każdym krzaczku, roślince i listku? No jest to jakiś sposób z tym, że dość chaotyczny i totalnie z dupy. Warto jest mieć fajny atlas zwierzęco / roślinny z tym, że kupić teraz dobry zakrawa na cud. W latach 90 kupiłem bardzo fajny, który noszę ze sobą. Więc jak zacząć? Zacznij patrzeć co masz pod nogami. Idąc do pracy, patrząc w niej przez okno ( zamiast pracować ) , wyprowadzając psa / kota / świnię. Staraj się rozpoznać co rośnie dookoła siebie. Lipę, klon, krawnik... To wszystko jest wokół Ciebie. Zacznij od najpopularniejszych. Zdziwisz się ile tego masz pod nogami i jakie ma zastosowanie. Te wszystkie mlecze, babki, dla wprawniejszych komosa... To co zwykle nazywasz chwastami da się zjeść i ma właściwości. W necie jest masa stron ze zdjęciami tego po czym chodzisz i chcesz wywalić np ze swojej działki. Popatrz... Poczytaj... A za chwilę będziesz z szacunkiem omijać to "badziewie", które najchętniej potraktowałbyś Roundup'em.

To spotykasz na bank. Rośnie wszędzie. To Krwawnik. Już Hipokrates wspominał o jego zbawiennym działaniu na hemoroidy, a inny cwaniak zalecał na wrzody. Działa przeciwzapalnie i przeciwkrwotocznie, a napary świetnie się sprawują na układ trawienny od ust do... Wspomaga wydzielanie soków trawiennych i żółci. Biały kwiatek i liście wyglądające jakby glony.











Bluszczyk kurdybanek. Też bardzo często spotykana roślina. Rośnie w mieście, na trawniku, na łące, roślina pnąca. Ale bardziej po ziemi. Zielarki używały wywaru na choroby skórne ( przemywanie ), napary są stosowane w nieżytach dróg oddechowych. Resztę doczytaj.





A to megapopularna roślina. Szczawik zajęczy. Chodząc do lasu na pewno wpadła Ci w oko. Zwiera szczawiany, można ukręcić na nim zupę, a ziele zawiera dużo witamin C. Jest źródłem antyoksydantów i ma działanie moczopędne.






W ramach pomocy w poznawaniu zieleniny, postaram się opisać co ciekawsze gatunki. Oczywiście tylko osobiście przetestowane.

Badaj, sprawdzaj, czytaj ! Patrz co masz pod nogami, bo to tylko namiastka!

Blaszany wilk

Lubie małe kompaktowe kuchenki terenowe. Jedna sam nawet zrobiłem z ogólnie znanego patentu. Małe to, lekkie, wygodne i nie trzeba gonić ogniska, żeby coś podgrzać. Dostałem jedną do przetestowania wraz z czajnikiem od Survival Kettel. Czlowieku! Co za zajebista rzecz. W szerszym aspekcie stanowi to palenisko do czajnika, a po dodaniu nadstawki cos co nazywa się Samotny Wilk. Trochę mi to przypomina latający spodek z filmu Kapuśniaczek z L. de Funes'em z tym, że tam wylądował kosmita wezwany gazami
gastrycznymi dwóch amatorów bimbru, a tu ląduje kawał dobrego sprzętu, który jest genialny w swej prostocie. Jest leciutki i zajmuje bardzo mało miejsca, więc nie ma żadnego problemu, żeby wrzucić go nawet w kieszeń cargo w spodniach.

Na pierwszy rzut oka wygląda licho,a stawiałem na nim garnek, czajnik i na patelni machnąłem kaszankę. Stabilny. Fajny gadżet.

















Nadstawka też jest przemyślana, nie jest "zamknięta", przerwa pozwala na swobodne dorzucanie opału czy dmuchnięcie w celu poprawienia płomienia. Już wiem o co poproszę w liście do Mikołaja w tym roku. Poza 4pakiem. Nie jest to konstrukcja NASA żeby się nad nią rozpisywać, bo i nie ma nad czym. To ma dwie części i to jest w tym przednie. Łoptologicznie sprawę ujmując, to nosisz ze sobą dziurawą półlitrową miskę na której możesz gotować. Klasa. Na rynku dostępne są składane kuchenki z kilku blaszek. Też fajny minimalistyczny sprzęt, tylko te trzeba poskładać, co nie jest wyczynem na miarę ułożenia kostki rubika, ale jednak. A w przypadku SW stawiasz i zaczynasz działać. To mi się podoba. Lekko łatwo i przyjemnie

Dane techniczne

Skład kompletu:
palenisko
nadstawka
worek transportowy 
Wymiary:
wysokość 6 cm
wysokość po rozłożeniu 11 cm
średnica 16 cm 
Waga:
240g


 Zatem do sklepu! Bo warto!


poniedziałek, 5 października 2015

Kasza na podeszwie z menażki

Kiedy wybiłem się poza miasto ustawiłem gps w butach na pobliski rezerwat. 








 


Trasa wiodła polnymi drogami wśród pól kukurydzy. Całkiem mnie to ucieszyło, bo zaświtała mi kolba z ogniska, tylko przy teście organoleptycznym mało nie straciłem zębów. Pastewne gówno. 




 
Dotarłem na miejsce. Las jeszcze w całkiem niejesiennym nastroju, stare buki pomrukują nad głową...Można się poczuć jak hobbit na zebraniu entów.


 
































Dziarsko przemaszerowałem prawie cały las, kiedy skusiła mnie największa skarpa jaka chyba była w tym lesie. Wdrapałem się na szczyt, no i Panie. No żal nie posiedzieć przy kawie na takiej łączce. W latach 60tych odkryto tu grodzisko z czasów cesarstwa rzymskiego, funkcjonowało do około 1170r.







Kiedy kiszki leniwie zaczynały przygrywać marsza swoje ze względu na ukształtowanie terenu, powolne kroki skierowałem ku miejscu obozu obiadowego. Oczywiście dłuższą drogą.






















Susza jeszcze daje się we znaki. Wiosną było to pod wodą. Dla mnie bomba.
Po sprawnym przygotowaniu paleniska i stojaka na menażkę zabrałem się do gotowania. Jako, że sezon grzybowy w pełni, postanowiłem umieścić coś w menu coś na czasie.














Składniki:

- połeć suszonej wołowiny ( przepis )
- 3/4 kubka kaszy gryczanej
- suszone grzyby







Procedura:

Do menażki nalewamy wody, tak do połowy. Według uznania wrzucamy kawałki suszonej wołowiny i gotujemy koło 15 min. 





 

Po tym czasie, analogicznie dorzuczamy grzyby i czekamy, aż nasiąkną i oddadzą swoją dobroć. 










Kiedy wywar jest gotowy, walimy do środka kaszę i czekamy, aż się zrobi. Trzeba ją czasem przemieszać i kontrolować czy za szybko nie wchłonęła całej wody, ewentualnie uzupełnić braki. 







W tak zwanym między czasie napawamy się okolicznościami natury. Lub zarzucamy wędeczkę. Zabrałem ze sobą spinning, bo za każdym razem jak trafiam nad jakąś przypadkową wodę to się potem wkurwiam, że jej nie zabrałem. Tym razem postanowiłem ukoić nerwy. Ryby do kaszy nie było...



























Kiedy kasza uzyska pożądaną konsystencję można zarzucać. Fajne, proste terenowe danie, które uzupełni siły po dniu w terenie. I smaczne. Suszona wołowina świetnie się sprawuje jako baza do różnych potraw. Jeżeli jest dobrze doprawiona to nie trzeba potem potrawy podkręcać. Świetna, naturalna, kostka wołowa. Warto spróbować.




No, ale przyszedł czas zbierać dupę w troki i wracać do cywilizacji. Normalnie pocisnąłbym lasem, ale niski stan wody w rzece spowodował, że można było iść brzegiem. Com uczynił ku własnej uciesze.
 Woda niczym Wisła odsłoniła kilka artefaktów z przełomu wieków.


































I jakiegoś dzika, któremu nie poszło. Swoją drogą ciekawe co go trafiło? Leżał jakieś 3m od linii trzcin.











 

Te białe punkty to stado białych czapli. Kiedyś jedną widziałem, piękne ptaszysko. Wychodząc z lasu na odsłonięty brzeg spłoszyłem całą bandę. Widok tak mnie wmurował, że zanim się zorientowałem na co patrzę aparat już nie sięgnął.
No i to by było na tyle. Niedługo otwieram kolejny traperski gadżet rodem z za wschodniej granicy,  dojrzewającą słoninę. Podzielę się wrażeniami i może coś sklecę na jej podstawie.

czwartek, 1 października 2015

Samowar od Survival Kettle

Dzięki uprzejmości Survival Kettle dostałem do przetestowania ich flagowy produkt... Survival Kettle. Na pierwszy rzut oka nie da się tutaj uniknąć porównania do znanego chyba na całym świecie ( przynajmniej cywilizowanym ) Kelly Kettle. Ale! Ten kettle ma jedną ( no ma trochę więcej ) wielką zaletę. Jest Made in Poland! I my tym czajnikiem mówimy: To jest nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo! Czajnik przyszedł z całym oprzyżądowaniem czyli w wersji full wypas ( w ofercie ).  W zestawie dostajemy, czajnik, palenisko, gwizdek, korek do zatkania i nadstawkę na palenisko, na której można postawić np. garnek. Palenisko i nadstawka tworzą coś co w sklepie nazywa się Samotny Wilk. Zajebista rzecz. Ale to materiał na inny post. Na pewno będzie. Całość jest spakowana w worek transportowy, więc nie ma potrzeby szukania dla niego jakiegoś opakowania, ani nie trzeba nosić tego luzem w czeluściach plecaka.




Ale na co to jeździ? Na wszystko co da się skopcić. Patyki, papier, szyszki, jak ktoś lubi to może być i plastik. Bardzo duża zaleta tego sprzętu. Do wykorzystani praktycznie w każdym miejscu gdzie jest "paliwo". A to jest wszędzie.


Całość stoi bardzo stabilnie, więc potrzebny jest niewielki skrawek równego terenu, nabijamy palenisko i jazda. Cały czajnik wody (1,2l ) na dość mokrym wkładzie zagotowałem w 9 minut co wydaje mi się bardzo dobrym wynikiem. Kominowa budowa sprzętu zapewnia dobry cug i po złapaniu płomienia zestaw jest bezobsługowy, płomień staje się coraz większy z każdą chwilą. Tylko czekasz na "umówiony znak, sygnał" z gwizdka. No i zalewasz co tam masz na ruszcie. Fajne.



Samowar ma pokryte skórą ( podobno naturalną, ale syntetyk by się pewnie skopcił, więc znowu zaleta ) składane rączki, które komfortowo pozwalają nalewać wrzątek. Co ważne, przy nalewaniu woda nie ścieka po zewnętrznej stronie czajnika.





Całość użytkuje się bardzo fajnie. Fant jest wykonany z aluminium, więc jest lekki ( 750g ), sprawnie się rozstawia i składa do transportu. Moje subiektywne odczucie jest takie, że mógłby być trochę mniejszy, nie jest też tani. Ale to nie jest coś co się zużyje w dwa sezony tylko porządny sprzęt na lata. Jak Twoje wnuki wykopią go kiedyś w Twojej piwnicy to się posikają ze szczęścia, że mają taki gadżet. Ja bym tak zrobił. Co do rozmiaru, to nie trzeba go upychać w plecak. Można go przytroczyć do plecaka. Czy bym go polecił? Zdecydowanie. Camping, bushcraft, biwak, spływ, offroad... Idealny. Jest wygodniejszy niż kuchenki na kartusze, które jak wiadomo mogą zawieść. Kiepski kartusz, kiepski gaz, w końcu nieoczekiwany koniec paliwa. Istnieje też możliwość staranowania kuchenki gazowej po pijaku i narażenie się na jakieś fajerwerki czy podtrucie A tu? Pozbierasz badyli, jakąś szyszkę i śmiejesz się w twarz współwypoczywającym. A jak kopniesz to najwyżej się woda wyleje. Ten sprzęt nie ogranicza. Naprawdę warto! I nie mówię tego dlatego, że wziąłem za coś kasę czy dostałem sprzęt na własność. Nie dostałem nic oprócz dobrej zabawy i ciekawego doświadczenia. Więc jak szukasz jakiegoś sprzętu na łono natury. To właśnie znalazłeś.



Trochę suchych danych od producenta:

Skład kompletu:
SK ( że czajnik ) 1,2
korek
palenisko
nadstawka na palenisko
gwizdek
worek transportowy 
Pojemność:
1,2 l

Wymiary:
wysokość 25 cm
wysokość 31 cm
średnica 16 cm

Waga:
770 g

Z pełną odpowiedzialnością jestem w stanie go polecić. Daje radę.

Popełniłem nóż.


Zawsze chciałem zrobić sobie nóż. Tyle, że zrobienie ostrza to wyższa szkoła jazdy, a i trzeba mieć sprzęt. I to hartowanie... Pomysł oczywiście umarł. Aż do dziś. Grzebiąc w skrzynce narzędziowej ojca znalazłem mega starą harcerską finkę. Ostrze zjechane, stal dość miękka. Żaden szał. Ale ostrze dość grube... I tak zaświtało. Jako, że rękojeść była uszczerbiona, widziałem, że ma dość gruby trzpień, który można na coś nasadzić. Dalej już poszło gładko. Dwukilowy młotek, jedno jebnięcie i mam klingę. Potem na rowerek i na działeczkę, bo wymyśliłem sobie, że rękojeść zrobię z niedawno obalonej jabłonki. Drewno twarde jak beton. Strasznie się opierała pilarce. 


 Po wybraniu odpowiedniego klocka, wypreparpwaniu słusznej wielkości kawałka w ruch poszła wkrętarka. Robimy dziurkę mniejszą niż trzpień, żeby  wchodził jak w młodą wietnamkę i grzmocimy na jakimś miękkim podłożu ( najlepiej drewniany kołek ). Potem następuje problem wyciągnięcia noża z kołka tak, żeby nie wyrwać rękojeści.



Potem następuje najprzyjemniejsza część. Czyli struganie. Obrabiamy drewno do pożądanego kształtu, szlifowanko papierem ściernym i mamy nóż. Rękojeść oczywiście jakoś zabezpieczyć,a czym to już kwestia gustu. Ja swój potraktowałem oliwą z oliwek. Nie jest to produkcja najładniejsza ani najtrwalsza, ale pierwsza. W necie widziałem klingi Mory. Chyba się skuszę i machnę coś konkretniejszego.