czwartek, 3 grudnia 2015

Terenowy kebab z wilka.

No i mam własnego "samotnego wilka" od Survival Kettle. Do owego wynalazku, który strasznie mi się podoba, dostałem dwa inne gadżety, które równie podnoszą mi poziom endorfin. Są to nakładki "PRO" na to ustrojstwo. Jedna pełna, coś a'la patelnia i podobna z rusztem grillowym. No to mam. No i walę z tym w teren zobaczyć co to jest i co się da na tym zrobić ? Ta niby patelnia jest dostawką dedykowaną do robienia podpłomyków, a z rusztem, ma przygotować nam kawał pysznej chabaniny.

Działam. Żeby nie przeciążać systemu, biorę ze sobą kawał kiełbadrona i zmodyfikowany przez siebie przepis na podpłomyka. Gotowy w proszku, wygodna sprawa, na miejscu rozrabiasz z wodą i jazda. A! No i cebulę. Bo lubię. A czy się przyda... Może, ale nie musi.

Rozpalam kuchenkę...Płomienie już przyjemnie tańczą, mimo wszechobecnej listopadowo / grudniowej wilgoci, wiatr wydatnie pomaga w rozpaleniu... Wszystko idzie jak z płatka.







Wykorzystując jeszcze zbyt wysoką temperaturę do sprawiania na maszynie czegokolwiek, "podsmażam" cebulę. Jednak się przydała :) Na wysokich płomieniach spalisz wszystko, więc wstępne temperatury proponuję wykorzystać nawet do zagrzania wody, bez problemu można stawiać coś na blaszce. Ja postawiłem cebulę.





Kiedy już płomienie schowały się między nadpalonymi szczapkami drewna, pomrukując czerwienią niby okna czerwonej dzielnicy w Amsterdamie, wrzucam placek. Ciasto dobrze oprószyć mąką przed położeniem, żeby nie przywarło. Kładziemy delikatnie i zaraz podnosimy. Kładziemy ponownie i kontrolujemy sytuację. W zależności od temperatury, przewracamy stronami, do uzyskania efektu. Kiedy będzie gotowy, dobrze zarumieniony i lekko podrośnięty. Zdejmujemy razem z nakładką, niech sobie leży z boku i dochodzi.

 Przepis na placek:
- 4 łyżki mąki
- łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 1 łyżeczka bazylii

- pół łyżeczki czosnku granulowanego
- spora ilość ( nie wiem jak zrobionych ) granulowanych pomidorów z chili
- lub co lubisz

Placek sobie dochodzi, a ja dorzucam kilka szczapek żeby rozbujać płomień. Na arenę wchodzi padlina. Mięcho potrzebuje trochę większej temperatury,a nawet lekkiego płomienia. To palę. Ech, jak ja lubię płomienie ;)







W między czasie, można rozciąć naszą bułę przez środek. Ku mojemu zdziwieniu, w środku była wręcz gorąca.









No i robimy kiełbachę. Żar i jazda. Tego nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Nakładka sprawuję się bardzo fajnie. Czasem tłuszcz rozbucha płomień, ale nie ma problemu ze zdjęciem całej nakładki. i przeczekania chwili, lub samego nakładu.




















"A gdy wywar jest gotowy..."

Mamy wszystko gotowe..Ślina leci... To ładujemy w bułę!





 Zajebiste to było i stwierdzam, że ten sprzęcik trochę zmienił moje spojrzenie na terenową kuchnię. Można się wytrząsać, że takie rzeczy w lesie... I, że lamerstwo. No cóż... Lubię gotować. A jeżeli mogę robić to w terenie to jestem podwójnie szczęśliwy. Swoją drogą, jeżeli dzięki temu mogę robić w terenie takie rzeczy, to ja się piszę.













A gdyby ktoś miał obiekcję, że kiełbasę to sobie można w bułę wsadzić i to samo... Chlebek czosnkowy ze schabem. Też ze sprzętu. Jak mawia mój kolega kiedy dzwoni wyciągnąć mnie na piwo: "Nie namawiam, ale zachęcam". Uwielbiam gotować w terenie, ten sprzęcior znacząco to ułatwia. Dzięki Pietrucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz