Spora dawka pokrzywy. Miała stanowić trzon obiadu... To nie tylko pospolity chwast. Kryje w sobie dużo witamin, mikroelementów i soli mineralnych. Spece od zielonych apteczek uważają ją za naturalny antybiotyk. Osobiście nie wybiegałbym tak daleko...
Kilka liści szczawiu, dla kwasu... Bogate źródło witaminy C.
Krwawnik... Ot tak z dupy, bo można. Też kilka sztuk." Jest to roślina lecznicza, stosowana przy dolegliwościach jelitowych, zaburzeniach jelitowych, wzdęciach, skurczach jelit i niestrawności. Krwawnik można też stosować zewnętrznie w celu łagodzenia stanów zapalnych skóry i błon śluzowych oraz na rany, aby przyspieszyć gojenie.
Koniczyna... A tak wziąłem.
Takie coś trafiłem po drodze. Zwie się to turzyca. Wbrew pozorom nie jest to miejsce zbrodni, gdzie jakiś drapieżnik rozerwał małe bezbronne zwierzątko, o wielkich błagających oczach. To pozostałość po parkotach. Zajęczych zalotach. Często wygląda to tak, że samica ( jakże by inaczej ) jest w centrum zainteresowania, a dookoła kręci się kilku kozaków, którzy chcą zaliczyć. No i się napieprzają przednimi... Skokami? Jakoś tak się te ich łapy nazywają. Po wszystkim jakiś szczęściarz zaliczy panienkę,a reszta wychodzi z
powyrywanymi włosami z klaty. Typowe disco - zajęcze - mordobicie.
Po zebraniu składników, trza było znaleźć miejsce na postój. Udałem się, więc w stronę najbliższej kępy drzew, w celu zakamuflowania swojej obecności przed ewentualnymi zwiadowcami autochtonów. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, okoliczności przyrody okazały się zacne. Duże miasto, to dużo niespodzianek.
Rozpaliłem kuchenkę i miałem chwilę na opatrzenie palca, którego rozwaliłem podczas zbierania pokrzywy. Zapomniałem, że noże mam zawsze ostre. Niby nic, a bolało jak cholera.
Wszelkie liście należy umyć w ciepłej wodzie. Tak jest bezpieczniej. Ocierają się o nie różne leśno - polne stwory i może się przyplątać jakiś tasiemiec czy inne gówno. Rozsądek trzeba zachować.
Po kąpieli chwastów, w garze ląduje suszona wołowina, ziemniak i pół małej cebuli. Nie znalezione oczywiście. Przytargałem ze sobą, jako bazę pod zupę. Podgotowujemy chwilę...
I wrzucamy chwasty... Wszystko gotuje się do momentu kiedy wołowina i ziemniaki będą miękkie i zdatne do spożycia. A my otwieramy piwerko, czekamy, odganiamy komary napawamy się przyrodą... Swoją drogą to zupa zajebiście pachniała podczas gotowania, aż ślinka leciała :)
No i wszystko byłoby w porządku, gdybym nie zostawił w chacie łyżki. Na szczęście było z czego improwizować. Tak to wygląda, a smakuje jeszcze lepiej. W warunkach domowych z chwastów można odstawiać zajebiste sałaty, naprawdę spoko. Spróbuj. Gar na plecy i w teren!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz